Travel With Us

"Life is either a daring adventure or nothing at all."

Teraz gdy Cyberpunk 2077 zawitał pod strzechy, jedni polecają go pod niebiosa, i inni pomstują, na czym świat stoi. A ja? Mnie CD Projekt RED wyprowadził z pewności naprawdę bardzo, że zarządzam się na recenzję bez taryfy ulgowej. Na chwilę zapominam o aktualnym, że to własny zespół, któremu kibicuję z patriotycznego obowiązku, zapominam, że stał Wiedźmin 3, zapominam o każdej sympatii, jaką mam i do producenta, a do bieżącego celu jako takiego…

I czym mnie tak zdenerwowali REDzi? Tym, że po macoszemu potraktowali konsolowców, tym, że kazali mi czekać z prowadzeniem Cyberpunk 2077 do nowej chwili (która dziwnie zbiegła się z pracą pierwszej łatki), tym, że po przekładanej wielokrotnie premierze wypuścili półprodukt? Początków było sporo, ale ten ostatni zirytował mnie najbardziej.

Bo przecież wszyscy chyba pamiętamy ów pierwszy, powyżej wstawiony zwiastun Cyberpunk 2077, gdzie zamiast daty premiery pojawiał się napis „When it’s ready”. Dużo byłem wówczas w mieszkanie wybaczyć REDom, aby zobaczyć dopracowany produkt. Tymczasem stawało się zupełnie inaczej. Bo jeżeli więc, co trafiło na wagi półki, jest „ready”, to ja mówię głosem Michała Żebrowskiego.

Night City w rozmiarze, w pionie i w głąb

Cyberpunk 2077 to tytuł, którego po tych ośmiu latach nie trzeba już chyba nikomu przedstawiać. A jednak jakiś zarys tła historycznego przydałby się, by lepiej zrozumieć twórców. Bo czym jest ostatnie uniwersum, które przebywają na ekrany naszych pieców oraz telewizorów?

Przede całym to cyfrowa adaptacja papierowego erpega o nazwie Cyberpunk, którego rodzicem był Mike Pondsmith (pracujący zresztą i przy Cyberpunk 2077). Jeśli zaś sięgnąć głębiej, doszukalibyśmy się inspiracji filmem Ridleya Scotta - Łowca Androidów, a także połączeń z takimi tuzami literackiego gatunku sci-fi jak Williams, Gibson czy Morgan.

Mówimy wówczas o dystopijnym świecie przyszłości, w którym wszechpotężne korporacje zrzucają na siebie atomówki, ludzkość robi się w ogromnych metropoliach, a lekiem na wszelkie zło są cyber-wszczepy i własne modyfikacje ciała. W drogę do takiego właśnie fascynującego, jednak również bardzo mrocznego świata udałem się wraz z CD Projekt RED. No, również powinien toż dać twórcom Wieśka, że Night City, moloch na wybrzeżu Pacyfiku, jest miejscem, w którym naprawdę można się zagubić.

To miasto urzeka wszystkim – od industrialnych doków, przez luksusowe biurowce, aż po zapuszczone speluny. Zewsząd błyska po oczach neonami, wabi gwarem zatłoczonych ulic, trąbi klaksonami aut i ryczy ich silnikami. To miasto, kiedy już raz mnie pochwyciło, to za nic nie chciało puścić.

Oraz za to chodzą się REDom olbrzymie brawa . Stworzyli metropolię, jaka jest wielka i zajmująca. Mapa naprawdę robi wrażenie swoim rozmiarem, i do Night City zbudowano jak należy nie chociaż w zakresie, tylko natomiast w dziale. Co więc oznacza? Oraz wtedy, że mnóstwo tu tuneli, estakad, wiaduktów, wind, przejść na dachy… Wszystko to pracuje nie lada labirynt – ciasny, duszny i doskonale oddający atmosferę gigantycznej aglomeracji.

To stanowisko po prostu jest moc – plus ostatnim jednocześnie przedstawiam nie w klasach przestrzennych, ale metaforycznie. Sprzedaje się, że każdy zaułek, każdy bazar również każdy stragan na aktualnym rynku ma za sobą dłuugą i interesującą historię.

Niestety, Night City nie zawsze wygląda tak daleko, jak w aktualnym opisie. Osobiście ogrywałem Cyberpunk 2077 w klas konsolowej oraz niekiedy lokacje ukazywały się naprawdę dobrze, przecież w zaskakująco wielu czasach drogi były pustawe, samochody przejeżdżały nimi z nieliczna, a gwar rozmów cichł, jak gdyby oraz w tym wirtualnym świecie epidemia zmusiła wszystkich do pozostania w blokach. I, co tutaj dużo mówić, to bardzo psuło klimat.

Nie środek nie wspomnieć też o graficznych deficytach wersji konsolowej. Deszcz, który mógł żyć znacznie poważny, robiłeś na moim PlayStation 4 nijako, klockowate bryły zastępowały złożoną architekturę, a asfalt wyglądał jak szeroka szara plama, po której śmigało moje auto.

Cały czas był doświadczenie, że prowadzę lub chodzę po olbrzymim i arcyciekawym świecie, jednak również ciągle musiałem się domyślać, kiedy mógłby on przypominać, gdyby został zrealizowany jak powinien. Oczywiście, wrażenia moich redakcyjnych kolegów z klasy pecetowej są o niebo lepsze, ale… cóż, trudno, aby się bazowałem na cudzych odczuciach!

Brawa dla scenarzystów

Inna myśl to scenariusz. On, oczywiście, nie podlega żadnym rygorom technicznym, bo niezależnie od sprzętu czy wydajności, wciąż będzie taki sam. Również tutaj REDzi odwalili kawał dobrej pracy. Cechy są niesamowicie ciekawe oraz z wejścia budzą sympatię (lub antypatię – zgodnie z programem pisarzy). Dialogi z zmian to wartkie wymiany zdań, w jakich dowcipy przeplatają się z złymi ripostami.

To jedyne dotyczy dodatkowo nie tylko wątku głównego, ale także zadań pobocznych. Znajdą się wprawdzie nudnawe zapchajdziury, ale dużo spośród obecnych roli oraz cieszy, również zaskakuje. Niemal w jakiejś z nich stanowi pewna tajemnica i zwrot akcji. I suma wówczas nie pozwala pominąć żadnego wykrzyknika, który na karcie oznacza robotę do przeprowadzenia.

Ba! Mało tego! Scenarzyści tak właściwie wywiązali się z założenia, że był taki moment, że tak chciałem „spalić to miasto”, jak głosi najsłynniejszy slogan reklamowy. Obudzić we mnie takie emocje jednym fabularnym twistem? No, no, szacunek!

Ramię w ramię ze bogatym scenariopisarskim warsztatem idzie polska lokalizacja. Teraz po pierwszych chwilach spędzonych w pozie nie miałem zamiaru przełączać się na grupę angielską, jednak taki był mój pierwotny zamysł. Wówczas nie słyszałem tak rewelacyjnie wykonanego dubbingu. Dodatkowo nie mówię właśnie o Michale Żebrowskim, chociaż on, rzecz jasna, też wywiązuje się ze swojej roli popisowo.

Kawał świetnej roboty stworzony przez scenarzystów imponuje tym bardziej, że Cyberpunk 2077 to sztuka naszpikowana wyborami – tak dialogowymi, jak i fabularnymi. Niemal każdą pracę można doświadczyć na chwila rodzajów, a każdy z nich to niezwykła wersja opowieści.

Postacie niezależne pamiętały moje przeszłe decyzje również podnosiły do nich w rozmowach, i każda alternatywna ścieżka (w współzależności z tego, czy rozwiązywałem problem negocjacjami, skradaniem się czy, dajmy na ostatnie, siłą ognia) otwierała przede mną niesłyszaną dotąd narrację.

Również jak fabuła, tak i historia naszego bohatera, a wraz z nią jego wzrost, to szczególnie inna potrzeba. Znalazłem tu kilka punktów wyjścia dla opowieści, masę różnych ścieżek, talentów, umiejętności... Tylko również tu nie brakło paru „ale”.

Mój V posiada wyższego

Zatrzymajmy się na chwilę do przodu zabawy. Na zdobyciu jest bowiem kreator postaci. Ważną rzeczą, którą powinien się zająć, to styl bohatera. Drodze jest tu sporo, jednak nie stanowi wtedy prawdopodobnie nie wiadomo jak rozbudowane narzędzie do „tworzenia” wirtualnego ciała.

Trzeba jednak wspomnieć przy tej szansy, że Cyberpunk 2077 przełamuje stereotypy i daje na stworzenie stron transpłciowych, a nawet unika określenia „płeć”, tak przecież popularnego w własnych produkcjach. Tak i właśnie, faktycznie, można sobie wybrać najdroższe i najzdrowsze genitalia na świecie. ;)

Kiedy już zdecydujemy się na jakiegoś pięknisia lub maszkarona, mamy do wyboru atrybutów. I tu rozpoczynają się schody. Wprawdzie na starcie nie przypomina więc na dużo skomplikowany system, a gdy teraz zaczynamy rozwijać jakość w trakcie kampanii, wychodzą na szczyt pewne niuanse. Po prawdzie, stanowi ich całkiem sporo.

Mamy bowiem klasyczny system zdobywania sprawdzenia również uczenia atrybutów (tradycyjnie – to „staty” naszej skórze). Ale oprócz tego są też zdolności i atuty. Te idealne to wiedzy, które ewoluują w zależności od tego, jaki styl gry obierzemy. Gdyby będziemy zabijać przeciwników po cichu, wbijemy okres w klas „skradania”, jeżeli zaś powłamujemy się kilka do oprogramowania, podbijemy sobie „naruszanie protokołu”.

Za każdy taki skok naszych umiejętności dostajemy bonusy do statystyk i łatwość zakupu atutów. Te nowe to takie „perki” pogrupowane w mało drzewek. Brzmi to skomplikowanie? No i oczywiście, moim zdaniem jest nawet nazbyt złożone. Trochę za bardzo grzybów w obecnym barszczu. sprawdź tutaj

Co gorsza, daje nie tłumaczy klarownie, co do czego działa oraz na czym polega „lewelowanie” V. Wielu sprawy musiałem domyślać się sam, szperać w Internecie, aby znaleźć ich opis albo prosić Macieja o ochronę, bowiem on przezornie kupił zawczasu oficjalny przewodnik po Cyberpunk 2077. Mimo tego, dzisiaj nie mam całkowitej pewności, czy tak rozumiem na przypadek taką profesja jak „zimna krew”.

Jak więc wszystko fajnie, niby dużo opcji, jak wszystek z atrybutów jakoś się w sztuce przydaje i, co dużo, dodaje nowe wersje dialogowe, ale podejrzewam, że tylko za nowym lub trzecim nastawieniem do Cyberpunk 2077 zdołam w sumie świadomie zwiększać swoją sytuacja. Zwłaszcza, że reset jest możliwy, ale dotyczy tylko atutów, pozostałe statystyki staną ze mną do efektu tej rozgrywki.

Same „staty” to przecież nie wszystko, na wstępie gry do wyboru istnieje też sama ze ścieżek, a wtedy przeszłość bohatera. Tutaj jesteśmy trzy możliwości: Nomada, Punk i Korpo. One z serii warunkują to, w jakim miejscu rozpoczniemy grę także gdy będą wyglądały swoje pierwsze chwile z Cyberpunk 2077.

Osobiście wybrałem drogę Punka, a więc chłopaka z ulicy, który potrafi ciemną stronę Night City również realizuje swoją sprawę w barze, gdzie kumpel barman pyta go o przysługę. Brzmi to moment sztampowo i, prawdę mówiąc, te doskonałe pół godziny czy godzina jakoś mnie nie porwały.

Poza samym początkiem rozgrywki, wybrana ścieżka determinuje i wiedzę naszego bohatera o świecie i możliwości dialogowe proste w danych rozmowach. Ogólnie rzecz biorąc, to trojakie rozpoczęcie kampanii jest niezmiernie ciekawe, natomiast nie jest co się nim zachwycać. Żadna to rewolucja w projektowaniu rozgrywki.

Tak właśnie, a kiedy teraz o braku rewolucji mowa... Tworzyło nie być ani pojęcia o Wiedźminie, choć coś potrzebuję do niego zawrzeć, bo, niestety, powtarza się, że CD Projekt RED w jednym okresie osiadł na laurach.

Jeden karabin na potwory, drugi na wszystkich

Mam swoje pierwsze chwile z Wiedźminem 3 oraz przypominam sobie, jak pomyślałem wtedy: takiej gry dodatkowo nie było! Niestety, ani przez okres nie przyszło mi więc do góry w tekście Cyberpunk 2077. Dlaczego? Tak dlatego, że wtedy w istocie kopia Wieśka przeniesiona w świat przyszłości.

Konstrukcja zadań, sposób, w który mówiona jest narracja, działanie ekwipunku, „przywoływanie” auta, nawet wygląd mapy i dziennika… Wszystko to wymaga bardzo przystępne skojarzenia z poprzednią produkcją REDów. Trudno to mówić o wielkiej rewolucji – ona jest co dużo fasadowa.

No bo mogłoby się wydawać, że podejście CD Projekt RED do ich nowego modelu musiało być oryginalne, skoro zdecydowali się na perspektywę pierwszoosobową, na mechanikę strzelania, na wprowadzenie pojazdów. Mogłoby się tak wydawać, tylko że…

Po pierwsze żaden z ostatnich aspektów nie jest Bóg zna jak inny. Wszystko więc było szybko w własnych produkcjach (nawet hakowanie do złudzenia przypomina serię Watch Dogs). A po drugie żaden z nich nie został wykonany bezbłędnie. Model jazdy oraz kolizji mocno zawodzi, niesienie ze broni jest ciężkie, skradanie funkcjonuje na słowo honoru…

Co tutaj dużo mówić, dostaliśmy Wieśka zmieszanego z GTA również paroma innymi tytułami. Tak ważna by podsumować Cyberpunk 2077. Zespół, który tworzył nowe trendy, wymienia się w plagiatora… A w najpiękniejszym razie w autoplagiatora. Bardzo to poważne.

Cyberpunk 2077 – czy warto kupować?

Konia z rodzajem temu, kto udzieli zbornej odpowiedzi na owo wydarzenie! No, ale spróbuję to spowodować, taka moja praca! Mógłbym, oczywiście, przejść na łatwiznę i krzyknąć głosem kibola, z biało-czerwonym strzałem w oczach: Polacy, nic się nie stało! REDzi, jesteście dobrzy, zrobiliście cudowną grę, a wszystkie błędy wybaczę Wam, bo Wiedźmin, Kraków i Michał Żebrowski!

Zapowiedziałem a na kontakcie, że właśnie nie zrobię. Bo fakt jest taka, że na Fallouta 76... Tak, dobrze przeczytaliście, porównuję Cyberpunka do Fallouta 76! No a na Fallouta 76 pomstowaliśmy, gdy się dało, a Cyberpunkowi chcemy odpuszczać. Oczywiście, ten ten tytuł jest wielu lepszą muzyką niż kalekie dziecię Bethesdy, tym wprawdzie w pewnym te dwie sztuki są do siebie łudząco podobne. Biorę na poznaje ich stronę techniczną.

A to bez taryfy ulgowej – Cyberpunk 2077 to materiał, szczególnie w klasy konsolowej. Wydawano nam czekać osiem lat na bubel, który ociera się o możliwość grywalności. Co bardzo, przecież lwia część graczy wciąż korzysta z konsol poprzedniej generacji – ba! często w możliwości podstawowej, - i tam pojawia się najwięcej błędów.

Grafika przyprawia mieszkaniami o mdłości, a klatki przy jakiejś większej imprez chorują na łeb na szyję. Na szczęście w opcjach na PlayStation Pro i Xbox One X jest idealnie, jeśli idzie o optymalizację, tym niemniej nawet posiadacze lepszych konsol nie zabezpieczą się przed wszą masą bugów. O możliwości dedykowanej konsolom następnej generacji nic na ciosie nie można powiedzieć, bo trzeba na nią zaczekać do dalekiego roku. Jak długo dokładnie? To że przewidzieć, bowiem z pewnością priorytet będzie stanowiło łatanie obecnych edycji Cyberpunka.

Oraz obecnych istnieje rzeczywiście MNÓSTWO. Uważam na nauki postacie wijące się w niekontrolowanych spazmach, kawałki obiektów lewitujące w powietrzu, szwankujące ekrany zakupów również ekwipunku, znikające przedmioty, zawodzący autozapis, milknący dźwięk… Panie również Mężczyźni, Night City nie trzeba palić, ono jedno się rozpada!

Jeszcze wcale nie widziałem takiej masy błędów. Niesławny Vampire: The Masquerade – Bloodlines (growe dinozaury pamiętają) był dopieszczonym majstersztykiem w zestawieniu z Cyberpunk 2077. A nie, nie mówię nie o zabawnych drobiazgach, które troszkę utrudniają zabawę. Toż po prostu lawina wszelkiej maści niedociągnięć, spod której niewiele da się zobaczyć.

Oczywiście, można powiedzieć, że to wszystko da się załatać (jednak nie da się drugi raz zrobić pierwszego wrażenia), iż to właśnie kwestie techniczne, że nie jest co histeryzować, że właśnie naprawdę Cyberpunk 2077 jest efektywny.

No tak, żarty żartami, ale coś naprawdę jest z aktualnym Cyberpunkiem 2077. Chciałoby się nim zachwycić, i wtedy wyskakuje jakiś błąd, który uniemożliwia dalszą zabawę. I w takich okresach bardziej wyobrażałem sobie, jak ta sztuka mogłaby robić także dużo wierzyłem w obecne, iż ona stanowi piękna, niż właśnie tego kosztował.

Był raczej wrażenie, że postępuję w grupę beta, a nawet alfa i łapałem się na wspominaniu o tym,

Star Wars: Squadrons to zostanie oczka w miejscowość starszych graczy, pamiętających także kultowego Tie Fighter oraz X-Wing Alliance. Czy ten projekt rozgrywki znacznie się przyjmie wobec dzisiejszych wymagań graczy?

O ile w Tie Fighter rzeczywiście udało mi się zagrać dekady temu, to nigdy nie istniał całym fanem tych gier. Przyzwoite, ale chociaż nie przyszły mi do smaku. Do Star Wars: Project Maverick podszedłem a raczej neutralnie, ot aby zagrać, polatać chwila w multi, zrobić kampanię i zapomnieć. Czy Star Wars: Project Maverick pozostanie w mojej opinie na dłużej? Recenzja może wywoływać spoilery fabularne. Tekst stanął na podstawie możliwości na Playstation 4.

Star Wars: Project Maverick to ogromny symulator walk między innymi ikonicznymi samochodami z pełnej franczyzy. Działa to nie tylko filmów, ale i oraz gier planszowych, zwłaszcza szukałbym tutaj podobieństw do zabawy figurkowej Star Wars X-Wing, która polega bezpośrednio na tymże jednym co mówiony tytuł, tylko że pracujemy na tworzycie. W Star Wars: Squadrons zasiądziemy za sterami statków dostępnych dla państwa oraz powstającej właśnie Nowej Republiki. Wszystka strona ma bezpośrednie cztery pojazdy chodzące do naszej odpowiedniej kategorii. Mamy myśliwce (X-Wing oraz Tie Fighter), myśliwce przechwytujące (A-Wing i Tie Interceptor), bombowce (Y-Wing oraz Tie Bomber) oraz pojazdy wsparcia (U-Wing i Tie Reaper). Fanom Gwiezdnych Wojen na że te rowery są doskonale znane. Gra posiada wszelkie znamiona symulatora również potrzebuje z nas dobrego zachowania przy dbaniu o prawach fizyki oraz lotów w sferze trójwymiarowej. Oczywiście służy to zdrowe pole dla ruchu oraz myśli zaawansowanych sztuczek które potrafią pracować tylko pojazdy kosmiczne bez odpowiedniego, ziemskiego ciążenia. Powiem wprost, system latania w Star Wars: Squadrons to prawa przyjemność a niezwykle dopracowany system dający masę radości. Nic tutaj nie mogę zarzucić. Zwłaszcza, że występuje nie posiada swojego interfejsu, oraz wszystkie ważne elementy są przedstawione bezpośrednio na kokpicie naszej maszyny. Przypomina to po prostu majestatycznie, stanowi szczególnie klimatyczne również funkcjonalne. Po kilkorgu chwilach w kokpicie każdej z maszyn znamy wszystko na punkt oznaczeń na desce rozdzielczej. A o oczywiście pamiętać, że wszystek z samochodów jest inny kokpit także umiemy się nawet rozejrzeć wokół siebie żeby przyjrzeć się szczegółom. Polecam.

Gra oferuje nam tryb kampanii oraz sieciowy. Możliwe są także rozgrywki przeciwko sztucznej inteligencji. Zacznijmy od kampanii fabularnej. Zdana stanowi ona blisko z czternastu misji i zawiera się na scen po zniszczeniu Gwiazdy Śmierci nad planetą Endor. Mimo utworzenia rządu Nowej Republiki oraz organizacji wojsk Rebeliantów w układy Państwa, to energie Imperium dalej jest potężną siłę zbrojną kontrolującą duże rozmiary galaktyki. Fabularnie wykonywa będzie kłaść się na platformie pierwszego prototypu superpancernika Nowej Republiki o firmie Starhawk. Na reformę będziemy przekazywać siłami Republiki oraz Imperium żeby poznać kulisy tej historii. Zasiądziemy za sterami Eskadry Szpica oraz Eskadry Tytan a będziemy prezentować zasady gry także możliwość prowadzenia każdym statkiem. Akcja jest zawsze czymś więcej, niż tylko trybem szkoleniowym przed rozgrywkami sieciowymi. Nauczymy się także wielu zaawansowanych manewrów (jak np. bardzo praktyczne ślizganie pozwalające na uniki oraz duży obrót wokół swojej osi) oraz zastosowania każdego sprzętu – jego wartości oraz chorób.

To natomiast nieistotne, gdyż kampania to niezwykle dobre ciasteczko dla miłośników Gwiezdnych Wojen. Znajdziemy bardzo smaczków oraz elementów z jakich łączymy Gwiezdne Wojny. Będziemy konkurować z Gwiezdnymi Niszczycielami, budzącymi grozę kolosami i wszystek ich czas niezniszczalności i potęgi został idealnie przeniesiony do gry. Zniszczenie kolosa stanowi bardzo męczące i trudne, i każdy błąd skutkuje natychmiastowym zestrzeleniem. Między funkcjami będziemy także wracać do hangaru oraz na odprawy aby posłuchać co mają do powiedzenia członkowie naszej eskadry oraz dowódcy. Oczywiście będzie ponad odprawa przed misją. Same odprawy mają energia również są naprawdę fajnie zrobione, ale dialogi między postaciami są bardzo odporne oraz prowadzone na wartość. Jednak z tamtej części bardzo polubiłem Shena, weterana który przez gry z rebeliantami stracił wiele dziedzin naszego ciała oraz stały zastąpione implantami.

Teraz porozmawiajmy o systemie sieciowym również tutaj nie Star Wars: Squadrons daje nam dużego kopa w tył. Po kampanii naturalnie powinniśmy przesiąść się do walk sieciowych również na wstępie, w menu wszystko patrzy w planie. Jesteśmy elementy kosmetyczne odblokowywane za granie, zadania dzienne a nawet sezony. Jest co prowadzić. Klikam więc multiplayer oraz czuję lekki szok widząc trzy tryby, z czego jeden istnieje na początku zablokowany. Jest mi więc albo walka z graczami w budowie albo walkach na SI. I tu kolejne rozczarowanie, bo jesteśmy tylko sam rodzaj rozgrywek 5v5 podobny w prywatnym zdaniu do MOBY z latającymi botami. Bitwa flot, ponieważ naprawdę więc się nazywa, liczy na zniszczeniu okrętu flagowego przeciwnika. Żeby to spowodować, należy spełnić nasze okręty uderzeniowe oraz zniszczyć eskortę wroga. Wyglądamy tak na zmianę, bo jak szturmujący okręt zostanie zniszczony, następuje atak wroga. Rozwalamy tarcze okrętu flagowego, zmieniamy jego podsystemy również staramy się go zniszczyć przed oni rozwalą nas. Na startu jest fajnie, ale szybko się zaczynałem nudzić, często z pomocy na małą skalę walk. To choćby nie umywa się do walk wielkich z Battlefront 2, gdzie maszyn było więcej, kończyło się częściej, tylko oraz także do walki wracało dużo szybciej. Tak również walka tam była daleko dużo rozbudowana, tak jedno jak misje których było masa i zajmowały zróżnicowane cele. Nie dało się tam nudzić przez dziesiątki godzin zabawy. Tutaj zaraz po trzecim meczu zacząłem ziewać. A najgorsze jest trudno to, że twórcy pewnie nie będą dużo rozwijać gry.

Graficznie gra wygląda dużo dobro. Jak szybko wspominałem, kokpity są cudowne, tak samo zresztą jak szersze wartości które z nami współpracują albo z jakimi walczymy. Podlatujemy bardzo blisko okrętów flagowych natomiast na zbliżeniu nie że żadnych nieostrych tekstur. Dużo elementów a znacznie ładnie wyglądające wybuchy, jest świetnymi. Udźwiękowienie ponadto stanowi nadzwyczaj wydajne, spotkamy stare brzmienia z filmów, ale więcej oraz wielość nowych piosenek. Udźwiękowienie statków to dodatkowo czysta klasyka. Charakterystyczny dźwięk lecącego myśliwca Tie lub dźwięk wystrzału z laserów X-Winga to zawieranie, które wysyła do łez fanów gwiezdnych wojen i stało zrezygnowane z największą starannością. https://www.downloaduj.pl/

Kolejną ważną zaletą Star Wars: Project Maverick stanowi mocno prosta cena, bo zabawę na Playstation 4 można teraz dostać w wartości 140 zł. Wszystko to powoduje, że po prostu warto wygrać w ostatnią sztukę, nawet jeśli wcześniej nie przechodzili do robienia z ogromnymi symulatorami. Star Wars: Project Maverick jest względnie łatwy w kadrze oraz daleko intuicyjny. Przy kampanii Star Wars: Project Maverick bawiłem się dobrze, gra dała mi dobre wyzwanie oraz walory estetyczne. Niestety przestała się tak samo już jak rozpoczęła a uważam zawsze nadzieję, że twórcy dadzą nam dużo zawartości w perspektywie.

Wymagania sprzętowe Star Wars: Project Maverick

Minimalne: Intel Core i5-6600K 3.5 GHz / AMD Ryzen 3 1300X 3.5 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 660 / Radeon HD 7850 lub lepsza 40 GB HDD Windows 10

Rekomendowane: Intel Core i7-7700 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 2700X 3.7 GHz 16 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 480 lub lepsza 40 GB HDD Windows 10

Ocena użytkowników 7/10

Nastała jesień, więc chwila na kolejną odsłonę serii FIFA. Jak co roku, ekipa EA Sports prezentuje najnowszą wersję swojej popularnej, sportowej serii zabaw i jeszcze idealnie pasuje do niej doskonałe powiedzenie Kazimierza Górskiego. Bo seria FIFA, oczywiście jak również taż piłka nożna, więc w szybkim stopniu zawsze ta jedna gra.

W cieniu zbliżającej się premiery konsol kolejnej generacji i niezbyt urodziwej, budzącej duże kontrowersji okładki, do sklepów trafia nowa wersja serii FIFA, tym wspólnie z numerem 21. W czasie tych tygodni odsłoniliśmy wam sporo tajemnic połączonych z różną produkcją studia EA Sports – jedne z ciekawostce były trafione, inne bardzo mniej, a kluczowych, z faktu widzenia gracza, różnic po prostu brakowało. Jeżeli planujecie, iż w finalnej odsłonie gry "Elektronicy" zdołali nas czymś zaskoczyć, to nie (albo stety) musimy was rozczarować. Wyraźnie widać, że pod wieloma względami EA Sports postanowiło wziąć graczy na przeczekanie, że do możliwości na konsole PlayStation 5 i Xbox Series X. Bo choć zmian nie brakuje, toż w złotej większości traktują one niski pomysł na grę.

Tryb fabularny powinien dotrzeć do kosza

A zacznę – dość przewrotnie – od momentu, którego formuła w tekście serii FIFA chyba bezpowrotnie się wyczerpała. Mowa o sposobie fabularnym, który po raz kolejny przyszedł do produkcji studia EA Sports. I – co tutaj dużo mówić – to popularny, sztampowy zapychacz. "Debiut" to swoja relacja z cyklu "od niczego do bohatera" trwająca ledwie 2-3 godziny z użyciem trybu Volta, w której pojawiają się znane piłkarskie osobistości (z Kaką na czele). Dodatkowo… w sumie to by było na tyle.

Nie usłyszcie mnie źle, ale wydawało mi się, że ekipa EA Sports zdążyła już zrozumieć, że tryb fabularny to składnik, który raczej nie sprawdzi się w tak prostolinijnym wydaniu. Wbrew to deweloperzy znów przyjęli się próby zaoferowania nam fabuły rodem z familijnego, amerykańskiego kina klasy "B". Niepotrzebnie, bowiem na ostatni sposób po prostu szkoda czasu. Nie znajdziemy tu nic nowego, a oglądanie rozwleczonych przerywników filmowych jest rozrywką wątpliwej jakości.

Rozbudowana symulacja to strzał w dziesiątkę

Sporo zmian pojawiło się za to w trybie kariery – tutaj znakomitą większość spośród nich wolno zaobserwować na atut, choć trudno też stwierdzić, iż są to ważne pomysły. EA Sports zdecydowało się bowiem na powrót do rozwiązań znanych nawet z odsłon sprzed kilkunastu lat, choć trzeba przyznać, że przekazało je na teren FIFA 21: Edycja Legacy nad wyraz sprawnie. Mowa tu głównie o rozszerzonej symulacji spotkań, w trakcie której możemy szybko wskoczyć do konkursu w pewnym czasie oraz równie szybko wrócić do animacji obrazującej przebieg spotkania. Nie wada też możliwości zmiany strategii w trakcie symulacji, a całość przypomina dość szybko styl graficzny spotykany w serii Football Manager. Najistotniejsze jest chociaż to, że wszystkie narzędzie działa naprawdę sprawnie i bez żadnych problemów.

Ekipa EA Sports wprowadziła także szereg zmian przenoszących się do treningu, choć tak właściwie jedyną, jaką warto się zainteresować jest perspektywę zmiany pozycji młodych zawodników lub też określanie kierunku ich wzroście. Ustawienia odnośnie reżimu treningowego zdecydowanie warto pozostawić pod opieką wirtualnego asystenta. Nie rodzaj zapomnieć też o drugich drogach transferowych, jak chociażby możliwość wypożyczenia zawodnika z klauzulą pierwokupu, jednak z takich podejść menedżerowie innych drużyn mają bardzo, bardzo rzadko.

Volta bez większych zmian

Cieszy też fakt, że deweloperzy nie czynią z rozwoju ulicznych meczów Volta. O ile tryb fabularny bez wątpienia można sobie śmiało odpuścić, tak impreza na trasach miast a w halach nadal daje dużo frajdy. Usprawniono przede każdym element dryblingu za pomocą narzędzia o określi Agile Dribbling, co w futsalowych czy ulicznych popisach jest rzeczą absolutnie kluczową. Teraz wykonywanie efektownych trików jest dość prostsze, ale wykonanie skomplikowanej kombinacji nadal wymaga od nas mienia różnorodnych konfiguracji przycisków. Ułatwiono także zagrania piłki pomiędzy nogami – to znacznie systematycznie używany zwód, który występuje dużą siłę na boisku, szczególnie w kontekście gier z mniejszą liczbą zawodników.

Gra tymi nowościami próżno szukać tu większych zmian. Owszem, ekipa EA Sports dołożyła nam kilka nowych aren również zmieniła reakcje widowni na boiskowe wydarzenia, natomiast to po prostu ewolucja rozwiązań sprzed roku. Trzeba jednak przyznać, iż na szczęście nic nie udało się sknocić.

To zazwyczaj mocno zręcznościowa chodzi

O ile w testowych wersjach FIFA 21 zwracałem uwagę na fakt, że tempo zabawy uległo zauważalnemu zmniejszeniu, tak finalna wersja gry pokazuje, że bierzemy do budowania z urzędem o bardzo zręcznościowym charakterze. To z samej strony dobrze, a z kolejnej części taktyczna głębia w FIFA to zjawisko, jakiego w moc przypadkach nie że się doszukiwać.

Przede wszystkim sprawia fakt, że twórcy wreszcie wzięli się za problem nadmiernie otwieranych przerwie w bocznych sektorach boiska. Niczym niezakłócone rajdy po skrzydłach to stanowił znak rozpoznawczy tej linii oraz na wesele ten zawód został zauważalnie ograniczony. Boczni obrońcy znacznie łatwo reagują na swoje sprinterskie popisy, często podwajając krycie również przekonując nas do zwalniania tempa pracy albo też wycofania futbolówki do środkowego sektora boiska. Mnie sam dużo to sprawia – nie da się ukryć, że po strony ogranicza to korzystanie bardzo oklepanego schematu rozgrywania akcji. Oczywiście nadal ogromnym plusem jest posiadanie dużych, dynamicznych skrzydłowych, natomiast tym jednocześnie coś w pozostałym kontekście.

Podania prostopadłe za często otwierają drogę do bramy

Deweloperzy polecają się bowiem, że dzięki ulepszonej sztucznej inteligencji komputera, piłkarze lepiej szykują się w obronie i łapią naszych graczy na spalonym. W niniejszym stanowisku jest jednak dopiero część prawdy – faktycznie, ofsajdów jest dość bardzo w porównaniu do poprzednich odsłon, jednak za to dużo wzrosła skuteczność prostopadłych podań. Raz po raz stanowimy w okresie kończyć na wysoką pozycję po wpuszczeniu naszego reprezentanta w uliczkę, często możemy także zagrać podanie górą, dzięki czemu szybko mijamy nawet dwie grupy również otwieramy szybkiemu napastnikowi drogę do bramy.

>

Nadzwyczajna skuteczność tych zagrań to ogromna bolączka, bowiem bardzo wzrosła częstotliwość pojawiania się wysokich wyników. W trakcie testów często pojawiały się takie produkty, jak 4:4, 5:3, czy 6:1, a bezbramkowe remisy czy same spotkania "do jednej bramki" to wydarzenie, które zauważałem znacznie rzadziej. To dodatkowo efekt wysokiej skuteczności napastników drużyn innych w pojedynkach sam na tenże z bramkarzem.

Uwagę zwraca i znacznie ulepszony system wykonywania wślizgów – to funkcja poprawionej detekcji kolizji pomiędzy zawodnikami, dzięki czemu rywale, których powstrzymujemy takim zagraniem, w sposób realistyczny upadają bądź przeskakują nad obrońcami. Znacznie zwiększono też realizm tzw. rykoszetów... jednak czasem futbolówka zabiera się od zawodników w środek iście niedorzeczny. Na wesele są to jedyne zagrania, podobnie zresztą jak oraz odpowiednio zaskakujące próby zagrywania piłki przewrotką w ośrodku pola.

Główki zostały utrudnione – i znacznie

Na pewno warto docenić oraz możliwość sterowania zawodnikiem aktualnie pozostającym bez piłki – to dziwne rozwiązanie, które dodaje głębi rozgrywce, ale jednocześnie sprawia, że przy dużej dynamice zabawy czasami trudno połapać się w ofertach tworzenia danej akcji. Z bieżącego urządzenia korzystamy wiec raczej również oraz wtedy raczej w kontekście rozgrywania ataków pozycyjnych.

Ciężej natomiast zdobyć gola uderzeniem z głowy plus jest zatem zmiana jako najbardziej na atut. W starej edycji system wykonywania strzałów w ostatni możliwość był aż nadto skuteczny, co bynajmniej nie spotykało się z aprobatą graczy. Teraz, dzięki wprowadzeniu zagrań głową, nad którymi większą kontrolę, zdobycie takiego gola wymaga dużo wyższej precyzji. https://www.downloaduj.pl/

Niewielkie zmiany pojawiły się więcej w układzie trybu FIFA Ultimate Team – mamy szansę wzięcia z trybu kooperacji, nie brak też innych doświadczeń oferujących dodatkowe godziny zabawy. Warto także zwrócić opinię na łatwy moduł zakładania domowego stadionu, lecz stanowi to rozrywka na dalekie tygodnie, jeżeli nie na miesiące gry. A przecież tak o to idzie deweloperom – żeby utrzymać graczy przy FUT jak najdłużej. A toż, jak powszechnie, powinno się udać.

FIFA wciąż może zrobić wrażenie pod kątem graficznym

Graficznie FIFA 21 PC tradycyjnie trzyma poziom. Tym zupełnie sporo uwagi poświęcono głównie otoczce meczowej, wynikiem czego jest szereg nowych, animowanych przerywników ukazujących obraz z trybun, przywitanie z zawodnikami drużyny przeciwnej lub same prezentujących dynamiczne najazdy kamery. Wszystko to wygląda niezwykle efektownie, natomiast w zestawieniu z dostępnymi grafikami największych lig na świecie (z Ligą Mistrzów na czele) faktycznie możemy czuć się, jak podczas transmisji telewizyjnej. Tymże szczególnie, iż odniosłem wrażenie, że duet Szpakowski-Laskowski dodał do najnowszej wersji serii FIFA dużo nowych kwestii oddających się do najwłaściwszych zawodników, topowych klubów lub te (wreszcie!) polskiej Ekstraklasy. To na pewno cieszy.

A taka jest absolutnie cała FIFA – gra w wirtualną piłkę od EA Sports cały czas cieszy, natomiast gdyby nie dzielą się dla Was zaktualizowane sklepy i tryb pracy, to śmiało możecie stać przy poprzedniej odsłonie. To zawsze dobra gra, ale kolejny rok bez większych zmian bez wątpienia mocno zastanawia. Być chyba impulsem do ważniejszej rewolucji będzie debiut konsol kolejnej generacji, tylko więc na razie tylko oczekiwania. Oczekiwania, które niekoniecznie muszą się spełnić.

FIFA 21 debiutuje na PC, PlayStation 4, Xbox One również Nintendo Switch już 9 października. Z zmiany od 6 października dojazd do zabawy uzyskują posiadacze Edycji Mistrzowskiej.

Wymagania sprzętowe FIFA 21: Edycja Legacy

Minimalne: Intel Core i3-6100 3.7 GHz / AMD Athlon X4 880K 4.0 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 660 / Radeon HD 7850 lub lepsza 50 GB HDD Windows 7/8.1/10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i5-3550 3.4 GHz / AMD FX-8150 3.6 GHz 8 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 670 / Radeon R9 270X lub lepsza 50 GB HDD Windows 10 64-bit

Wszystkie elementy są na polu. Super oprawa graficzna, bogaty, otwarty, tętniący życiem świat, mnóstwo gadżetów, oraz technik. Muzycy i programiści znacznie się napracowali. Zabrakło ale najważniejszego.

Assassin’s Creed, Far Cry i Watch Dogs. Trzy bardzo istotne cechy Ubisoftu. Oraz trzy rodzaje gier, które miesza ze sobą ich daleko powszechny zarys – otwarty świat. W dowolnej z ostatnich sztuk jesteśmy stawiani na jakąkolwiek ogromną mapę. Możemy zarówno przystąpić do czynień mających pchnąć opowieść do przodu, kiedy również zdobyć się jakimś pobocznym questem czy i jednemu sobie wymyślać zajęcia.

Przez duże lata Ubisoft – można by pomyśleć – stawał się absolutnym mistrzem w urządzaniu tych znanych wirtualnych światów. A nie inaczej stanowi w sukcesu Watch Dogs 3. W ostatniej sztuce samo zwiedzanie to zadanie wygodne i angażujące. Jest ciekawie. Jest prawdopodobnie. Świetna oprawa audiowizualna doskonale wiąże się z wpływem na fabułę i uniwersum. Aż wybiera się być jego stroną, mimo iż stanowi ono dość przerażające.

Ale po otrząśnięciu się z ważnych zachwytów również zainteresowaniu się na samej grze, zaczynamy dostrzegać kilka problemów. Na końcu wiele, że w bezpiecznym okresie z WD Legion był czas często po to, by niczego nie przegapić do ostatniej recenzji. Zamiast emocji, napięcia lub chociaż relaksu zabawa stawała się jeszcze bardziej nużąca. Co powoduje moje wielkie obawy również względem nowego Assassin’s Creeda i Far Cry.

Jedno trzeba przyznać WD Legion – napięcie w sztuce jest przygotowane wzorowo.

Ten raczej realistyczny, nieco dystopijny klimat Watch Dogsów od zawsze mi się podobał. Miejsce akcji gry zostało ulokowane w krótkiej przyszłości w Londynie, który ogarnął chaos w zysku ataków terrorystycznych. W te wrobiona została hakerska grupa DeadSec. Jako jej mieszkaniec musimy oczyścić swoje dobre imię – i nie będzie to takie proste.

Londyn bowiem – ze względów bezpieczeństwa – staje się zamkniętym miastem, gdzie służby porządkowe mają wielkie uprawnienia. Ułatwiło to wyeliminować siłę i terroryzm niemal do zera. Jak szybko się domyślić, rykoszetem wyeliminowano i wszelkie wolności obywatelskie.

Taki plan na grę (choć naprawdę to serię gier) wręcz odwołuje się o jakieś cyberpunkowe sznyty czy przerysowaną komiksową stylistykę. Watch Dogs 3 idzie jednak, na bliskie szczęście, jeszcze wysoko w miejscowość wizualnego i koncepcyjnego realizmu. Pierwsze, co spośród pewnością was uderzy po uruchomieniu samej gry, stanowi ostatnie, jak wiarygodnie występuje ona własny świat. Imersja następuje błyskawicznie. Pstryk – oraz już.

Mam tu na nauk kilka sposobów realizmu. Po pierwsze – wizualny. Wykorzystuje nie próbuje szukać własnego artystycznego stylu, co jej odbiega specjalnie na ciekawe. Niestety jest stylizowana jak Saints Row czy Grand Theft Auto. Kto kiedykolwiek odwiedził Londyn w mig zacznie szukać znajome miejsca. Oraz nie chodzi tutaj ale o rozmieszczenie domów czy coś odpowiedniego rodzaju. Tekstury, kolorystyka, cieniowanie – twórcy Watch Dogs: Legion wystawili na fotorealizm. Przedstawia nie wygląda jak kadr wyjęty z filmu akcji odpowiednio pokolorowanego i dopieszczonego. W lasu wizualnie stylizowanych gier Legion urzeka swoim telewizyjnym wręcz stylem.

Po drugie – koncepcyjny. To powieść z poziomu science-fiction, wypełniona gadżetami z konieczności, absurdalnymi pytaniami oraz formami politycznymi, jakie jeszcze w naturalnym świecie nie były miejsca. Nie przeszkadza: to gra wideo, a nie symulator życia. Jednak ogólny zarys świata stanowi dużo wiarygodny. Także w kwestii banalnych już dzisiaj problemów – jak obdzieranie obywateli z założeń oraz prywatności – kiedy i fabularnych niuansów, których spoilować wam nie chcę. W jakimkolwiek razie w kwestii obranego stylu, narracji oraz pisanego świata WD Legion to chodzi na znacznie wysokim, skoro nie najwyższym, poziomie. Oraz wciąż, mimo istnienia już trzecią częścią serii poruszającej tę jedną problematykę, skłania z czasu do momentu do zadumy i utrzymywania.

Odbieraj jako ktoś. Watch Dogs: Legion to doskonała dowolność wyboru. Nie.

W jakiejkolwiek opowieści duży jest protagonista. Jednak w sztuce wideo to on stanowi polskim potencjalnym awatarem. Reprezentuje nas w wirtualnym świecie. Etapem stanowi toż drobiazgowo określona przez twórców gry postać – z innym życiorysem, imieniem czy motywacjami. W następnych pozach to anonimowy bohater, którego historię gracz sam sobie dopisuje w swojej wyobraźni. W WD Legion głównego bohatera nie ma. Jest nim organizacja DedSec.

To oznacza, iż tymże razem nie zajmujemy się w kwestię Aidena Pierce’a czy Marcusa Hollowaya z starych części. Do WD Legion trafił element pseudostrategiczny. Protagonistów rekrutujemy do polskiego Legionu. Możemy działać, kim chcemy. Wystarczy komuś pomóc za sprawą tworzonej w sztuce misji, natomiast ten człowiek z wdzięczności jest gotów podejść do polskich układów. Takie zachowanie dobrze się szuka w walkach taktycznych bądź RPG – jak X-Com, Gears Tactics czy Wasteland. W przygodowej grze fabularnej, nawet z sandboxowym sznytem, zbiera się to niewiele gorzej.

Praktyczna losowość w roli protagonisty sprawia, że nijak nie możemy się przywiązać do postaci na ekranie. Jej automatycznie wygenerowana osoba jest tradycyjna oraz nieprzekonująca. O jej motywacjach nie dowiadujemy się nic. Ot, nowy model postaci, kolejna skóra i zestaw umiejętności. Zestaw wieloboków i tekstur, który jak zginie – więc nic się nie stanie, bo ale jesteśmy innych rekrutów.

Jedno to nie stanowiło przedmiotem, gdyby questy były interesujące. Są że równie randomowe, co części.

Największym problemem – oraz patrząc na kolejne atuty gry, również zmarnowanym potencjałem – Watch Dogs 3 stanowi jego sandboxowość. Mam poczucie, że twórcy muzyki nie udźwignęli swoich pychy natomiast nie zdołali przekuć swojego bardzo złożonego planu na muzykę w coś kompletnego. WD Legion winien stanowić poszukiwany na sukces. Świetna fabuła, drobiazgowo oraz również starannie przygotowany świat, rewelacyjna oprawa (do bieżącego wciąż wrócimy) i… nuda. Przynieś, podaj, pozamiataj. Także pozostałe zajęcia z losowego generatora questów.

Wspomniani wysoce losowi protagoniści nie są wielkim problemem, jak sama działa ma znacznie do zaoferowania w sprawy jakiejś głębi – czy toż pod względem scenariusza, lub same samej mechaniki. Rodzajów funkcji jest tylko kilka: infiltracja, hakowanie, kradzież informacji. Wszystkie możemy grać na morze rozmaitych sposobów za sprawą przeróżnych hakerskich gadżetów. Niektóre nawet możemy dokonać bez pojawieniu się w znaczeniu prac – wszak jesteśmy hakerami, możemy przejąć drona również posłużyć się infrastrukturą miasta. Również wszystkie są takie same.

Człowiek mógłby stwierdzić, że oraz właśnie są bardziej różnorodne niż w popularnym Grand Theft Auto, gdzie w treści dominują strzelaniny a’la cover shooter i pościgi samochodowe. Zgoda – tyle że w współczesnej grze wszystkie lub większość questów są ciekawie oskryptowane. Pełne niespodzianek, niespodziewanych zwrotów akcji, widowiskowych zdarzeń czy humoru. W Watch Dogs 3 dominują schematyczność i nuda. Jest wtórnie oraz chętnie.

Uwagę w WD Legion odwracają piękne widoczki.

Większość czasu w grze spędziłem na konsoli Xbox One X, dodatkowo kilka krótkich chwil w grupie dedykowanej Xbox Series X. Zostałem uprzedzony, że wykonywa w formie przeze mnie testowanej ma przedpremierową kondycję również liczy także na finalną łatkę. Mając obecne na pomocy, nie czepiam się więc, że często Legion się zawieszał, wyrzucając mnie do interfejsu konsoli. Zakładam – choć zagwarantować tegoż nie mogę – że łatka premierowa wybiera te tematy.

Nie bierze przecież nic do poprawy w istoty tego, jak pracuje robi i leczy, nie licząc wspomnianej stabilności. Londyn w Watch Dogs: Legion jest zupełnie niesamowity. Architektura, ulice, pojazdy, drony, przechodnie – to miasto żyje. Wygląda dobrze. Również nie zakłada się jedynie z grupy głównych ulic oraz oteksturowanych prostopadłościanów symbolizujących budynki. Każda malutka alejeczka, każdy zaułek – wszystko to stało sporządzone z piękną pieczołowitością. Nie cierpi też problemów z wydajnością: Legion twardo na One X łączy się swoich 30 kl./s i ani myśli szarpać animacji. Zdobądź więcej wiadomości

Na Xbox Series X jest jeszcze dużo. Co prawda niezmiennie 30 kl./s nas prześladuje zamiast pożądanych 60, ale także tak prześliczne miasto zyskuje dodatkowy wymiar za sprawą dużo większego obrazu, wyższej szczegółowości detali także ciekawszego oświetlania. W szczególności wrażenie robią refleksy na szybach – nic dużo praktyczne na świeższej konsoli. Niby szczegół – ale jednak deszczowy oraz futurystyczny Londyn wypełniony jest jasnymi powierzchniami. Ten pierwiastek oraz związana z nim różnica między konsolami stoją się względnie istotnie. Największą koleją w sprawie funkcjonowania na świeżej konsoli są a czasy wczytywania: na Xbox One X stanowczo zbyt długie, na Xbox Series X trwające kilkanaście sekund.

WD Legion. Pół gry wzorowe, pół gry nudne. Wychodzi… średniak?

Engine gry, jej zarys fabularny, praca artystów, scenografia – wszystko zatem w Watch Dogs 3 istnieje na stanie absolutnie wzorowym. Podobnie zresztą kiedy w nowych Far Cry i Assassin’s Creed. Ubisoft trafił do perfekcji – także w budowaniu wirtualnych, ciekawych światów, kiedy także w zapewnianiu im dokładnie technologii software’owej, aby gry działały dużo także robiły też lepiej.

Chociaż w Watch Dogs 3 widzę same to, co zacząłem dostrzegać w różnych wspomnianych przeze mnie seriach Ubisoftu. Assassin’s Creed Odyssey to (ponad) świetna gra, lecz również nie brakuje w niej questów najnudniejszego sortu, natomiast ona taż jest w treści nową mapą dla Origins. Far Cry New Dawn nawet nie zdołałem ukończyć – uwielbiam tę linię, a nowa faza była za wielką kalką poprzedniej, żeby to istniałoby jednak ciekawe.

Watch Dogs 3 stawał się tym, czego obawiam się w układzie nic bardziej przeze mnie lubianej serii Assassin’s Creed. Kotletem odgrzewanym wedle tradycyjnej receptury przy użyciu najlepszych składników, jakie Ubisoft nosi w zanadrzu. Taką zabawą z fabryki gier. Ze ogromną technologią oraz mocnym budżetem, co powoduje świetne pierwsze uczucie oraz pewnie przykuwa uwagę. I wolną w ośrodku. Bez ciekawych pozycji oraz urody, taką, w jakiej w kółko sprawiamy te jedyne czynności. To zmarnowany potencjał i możliwość większych punktów w wszystkiej ofercie Ubisoftu. Szkoda.

Wymagania sprzętoweWatch Dogs 3

Minimalne: Intel Core i5-4460 3.2 GHz / AMD Ryzen 5 1400 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 290X lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i7-4790 3.6 GHz / AMD Ryzen 5 1600 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 480 lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 65 GB HDD Windows 10 64-bit

Call of Duty 2020 szuka naszej drogi… i imię jej reboot

W aktualnych latach Activision zdecydowało się na pewny reset swoich strzelanek. Również to nie jeden, a trzy! Najpierw przypomnieli nam o drugowojennych fundamentach marki w Call of Duty: WWII, później podobne odświeżenie spotkało Call of Duty: Modern Warfare, i teraz przyszła porę na podserię Black Ops.

Trudno dziwić się takiej strategii, bo po tym, jak CoD wystrzelił w świat gracze wprost domagali się powrotu tej opinie na ziemię. To jedno dotoczy Black Opsa. Poprzednie odsłony cyklu czekały nas w coraz dziwniejsze futurystyczne realia, a efekt końców czwórka zupełnie zwolniła z działalności fabularnej na sytuacja rozbudowanego trybu wieloosobowego. Krótko mówiąc, było coraz dziwniej i dziwniej.

A wraz z Call of Duty 2020 to się zmienia. Zabieg odświeżenia czarnej franczyzy został pomyślany analogicznie do „rebootu” Modern Warfare (podobieństwo jest łudzące, nawet gdy mowa o charakterze menu), a zatem cofamy się do samiutkich początków. Jest więc Zimna Wojna, Wietnam, Mason i Woods – wszystko to, za co pokochaliśmy pierwszego Black Opsa w 2010 roku.

Oraz tylko efekt końcowy toż najciekawszy Black Ops od dziesięciu lat, że o odpowiednią ocenę tego terminu. Niestety, zimnowojenna odsłona Call of Duty ma, również jak szpiedzy przenikający przez żelazną kurtynę, dwa planuje natomiast na zapewne nie ważna jej w duzi zaufać. Zachęcamy do lektury naszej oceny CoD: Black Ops - Cold War!

Szpiegowska intryga w dawnym stylu

Call of Duty 2020, także jak stare części, odkłada się tak naprawdę z niewiele równorzędnych elementów. Istnieje wówczas kampania fabularna, rozgrywki wieloosobowe, tryb zombie (którego sam moduł przez pierwszy rok będzie na wyłączność dla platformy PlayStation) oraz CoDowe battle royale, czyli Warzone (jednak ten ten jest zaczerpnięty z Modern Warfare, to nie będę się nad nim pochylać tutaj – już jak to wyprodukował we wrażeniach z Call of Duty Warzone). Zacznę więc z pierwszego z obecnych filarów nowego Black Opsa, czyli z kampanii fabularnej. Zwłaszcza, że jest on łatwo dużo wykonany.

Wyraźnie czuć w nim czas pierwszej odsłony czarnej serii. Cofamy się w terminie do lat osiemdziesiątych z kilku niezłymi retrospekcjami z kampanie w Wietnamie , a szpiegowska intryga ze złowrogim agentem Perseusem prowadzi nas przez uliczki Berlina Wschodniego, spadziste dachy Amsterdamu, bazy wojskowe w siły Związku Radzieckiego również znacznie różnych bardzo klimatycznych lokacji.

No tak, „czas” nie bez przyczyny powraca w niniejszym obrazie. To słowo-klucz do opisania kampanii Call of Duty: Cold War. Atmosfera jest całkiem niesamowita, i każda funkcja więc taki mały wehikuł czasu. Do bieżącego nie brakuje osoby wielkich z poprzednich odsłon, jak jeszcze smaczków, które odsyłają do określonej już historii Masona i Woodsa.

Intryga COD Cold War naprawdę wciąga, zaś w jednych zadaniach (przeważnie) zwolniono z masakrowania setek przeciwników na sprawa bardziej trudnej, niemal filmowej narracji. Istnieją przecież regularne „trzęsienia ziemi”, zwroty akcji i silne napięcie między bohaterami tego zimnowojennego dramatu.

Co więcej, pokuszono się i o kilka eksperymentów z konwencją. Wprowadzono więc system oznaczania przeciwników przez lornetkę, zadania polegające na skradaniu, w których chowamy trupy po szafach, a nawet wybory, które wchodzą (chyba nie radykalnie, ale jednak) na rozwój opowieści.

Wszystko to wykonywa, że takiej kampanii ani w Black Opsie, ani w komplecie w Call of Duty nie istniałoby z baaardzo dawna. Brakuje jej wprawdzie coś do poziomu seniora z 2010 roku, ale naprawdę niewiele. I silna szkoda, że tryb wieloosobowy oraz zombie nie wzbiły się na podobne wyżyny wirtualnej zabawy.

Co innego w budowy, umarlaku?

Że się rozwodzić nad trybem wieloosobowym Call of Duty 2020, skoro nie korzysta w nim nic szczególnie odkrywczego. Dostaliśmy raz jeszcze tę tąż zasadę, którą Call of Duty od lat próbuje nas uwodzić. Spośród obecnym, iż jej dokonanie jest niemal ciut gorsze, niż, dajmy na to, w Modern Warfare.

Wspomnę tylko mimochodem o niskiej grafice, która jaskrawo kontrastuje z oprawą wizualną kampanii. Mimochodem, ponieważ nie istnieje wtedy największa bolączka tego stylu dodatkowo ją akurat ważna żeby jeszcze wybaczyć – wiadomo, w sieciowych potyczkach chodzi przede ludziom o płynność rozgrywki.

Bardziej przeszkadza wyraźne zwolnienie tempa animacji (czy to przeładowania, czy rzucania granatów), co powoduje, że całość składa się bardzo kulawo. Zniknęło coś z obecnej znanej CoDowej dynamiki starć. Jasne, podobny zabieg zastosowano obecnie w Call of Duty: WWII, ale tam jednak tak spisywało się wtedy w ogólne „spowolnienie” rozgrywki. Tutaj trudno potwierdzić to zbyt wartościowy i przemyślany zabieg, raczej za źle wyliczone potknięcie.

Mapy z serii są niekiedy bardzo energiczne (gdy na dowód trzy okręty między którymi przechodzimy na tyrolkach), ale znowu – brakuje im przemyślenia. Są wyjątkowo niepotrzebnie delikatne i zbyt chaotyczne. To jedyne dotyczy także uzbrojenia, plusów oraz w ogóle projektowania klas. Dostajemy raz także w zasadzie dokładnie to samo, co w Modern Warfare, tylko jak gdyby słabsze, mniej ekscytujące, nie tak innowacyjne oraz satysfakcjonujące.

Owszem, pokuszono się również o parę nowości, takich jak sposób Brudna Bomba, jaki stanowi następującym eksperymentem z zasadą Battle Royale, jednak także jemu brakuje końcowego szlifu. Podobnie zresztą jest z różnymi nowinkami, których stanowi po prostu zbyt kilka, albo są nie dość efektowne żeby pozwoliły nowemu Black Opsowi na dłużej zapaść mi w myśl.

Z systemem zombie jest prawie identycznie kiedy z czystym „multi”. Dostajemy mapę, która przenosi nas między bunkry gdzieś w Polsce i każe pruć do zombiaków. Zmianą jest wyłącznie tryb Grad Kul (to obecnie on stanowi czasowym „exem” Sony). Łączy on w sobie mapy regularnego trybu wieloosobowego i ograniczone pole walki przypominające trochę tryb battle royale.

Do ostatniego zawieramy uzbrojenie, które chcemy już przed walką, a to możemy korzystać z czystych klas bez potrzeby zbierania ekwipunku po drodze, oczywiście kiedy zajmowałoby wówczas pomieszczenie w minionych odsłonach Zombie. Toż ono dostarcza nam do wyprawy z umarlakami również pojawiającymi się od okresu do momentu bossami.

Nie jest toż natomiast pewna rewolucja w obecnej wspaniałej konwencji odpierania kolejnych fal zombiaków, która jest niemal tak długotrwała jak jedyny CoD. Natomiast w przeciwieństwie do starych racji tym zupełnie nie pokuszono się o stałą fabułę, ciekawych bohaterów, czy nawet jakieś super-zdolności. Tego wszelkiego tu zabrakło. W dowolnym razie na ten moment, bo kto wie, czy inne aktualizacje nie przyniosą zmian.

Co wewnątrz tym chodzi, poza kampanią fabularną Call of Duty 2020 samo przypomina takiego zombiaka, który niby żyje, ale tak jakby nie żył. Niby ekscytuje, jednakże nie ekscytuje, niby wprowadza jakieś nowości, natomiast nie do tyłu… Tak właśnie, to wszystko „na niby”. Zupełnie jak gdyby część fabularna pochłonęła całą siłę oraz pomysłowość twórców. https://www.downloaduj.pl/

CoD: Black Ops - Cold War – czy warto kupować?

Na to wydarzenie tak właściwie każdy musi zdać sobie tenże. Jeżeli zależy Ci na ekscytującej hollywoodzkiej działalności w charakterze Zimnej Wojny, to zlokalizujesz w Call of Duty: The Red Door prawdziwą perełkę. Nie padniesz się!

Jeżeli ale w CoDach szukasz przede wszystkim wciągającego trybu wieloosobowego, do którego dołączone są inne atrakcje pokroju zombiaków, to ostatni Black Ops pewność nie jest najprzyjaźniejszą opcją. Lepiej już zostać przy Modern Warfare, jakie działa to samo, ale dużo dużo.

Na bok muszę także wspomnieć o dużej ilości błędów Call of Duty 2020, które i powinieneś wziąć pod uwagę, bo skutecznie uprzykrzają zabawę. Część spośród nich wtedy zaledwie męczące drobiazgi, ale niektóre potrafią nieźle napsuć krwi. W którymś momencie na przykład utraciłem wszystkie moje rozwoje w kampanii (całe szczęście, że był zapasowego „sejwa” w chmurze).

Chciałbym więc podsumować, iż na takiego Black Opsa czekałem od dekady. Chciałbym, a nie mogę. Na pewno liczył na taką kampanię fabularną – o, tak, ona jest wyjątkowa. Nie potrafię jednak powiedzieć tegoż o Call of Duty 2020 jako całości. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Activision, kontynuując zapoczątkowaną w Modern Warfare praktykę regularnych sezonowych aktualizacji, co mało więcej poprawi. Ale albo będzie obecne taka zmiana, na jaką liczę? Czas pokaże!

Ocena końcowa CoD: Black Ops - Cold War

+ rewelacyjna hollywoodzka kampania fabularna

+ niezła oprawa audiowizualna kampanii

+ świetny klimat zimnej wojny, podkreślany przez efektowne przerywniki filmowe

+ powrót znanych budowy i odniesienia do poprzednich części

+ parę ciekawych zmian w walki również stylu wieloosobowych

- mało naturalne i słabsze niż w ostatnich częściach rozgrywki sieciowe

- nijaki tryb zombie

- bardzo mała grafika trybu wieloosobowego

- dużo niższych i ważniejszych błędów

Wymagania sprzętowe CoD: Black Ops - Cold War

Minimalne: Intel Core i3-4340 3.6 GHz / AMD FX-6300 3.5 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 670 / Radeon HD 7950 lub lepsza 175 GB HDD Windows 7(SP1)/10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i5-2500K 3.3 GHz / AMD Ryzen 5 1600X 3.6 GHz 12 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 390 lub lepsza 175 GB HDD Windows 10 64-bit

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 250 GB HDD Windows 10 64-bit

I BUILT MY SITE FOR FREE USING